sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 1 „Nie wychodź za niego…”



Stali naprzeciw siebie, twarzą w twarz, swoimi małymi oczkami osadzonymi gdzieś pośrodku drobnej twarzyczki, zaglądała w jego duże, brązowe, pełne blasku oczy, naprawdę lubiła to robić, a od kilku dni było to dla niej uzależnieniem, nie mogła się oprzeć, czuła się jak narkoman, który potrzebuje kolejnej dawki tego gówna. Dokładnie lustrowała każdy element jego twarzy, wpatrując się w niego intensywnie. Był naprawdę przystojny, można by rzec, nieziemsko przystojny. Dłonią przeczesała jego krótko ścięte włosy, a na jego twarzy pojawił się olśniewający uśmiech.
-Nie wychodź za niego… Proszę, Espe. Nie rób tego, nie z nim.- usłyszała z jego ust.
-Wszystko jest już ustalone, nie mogę odwołać ślubu kilka dni przed.- szepnęła.
-To lepiej tkwić w związku bez miłości, dusić się w nim? Tego chcesz?- ujął jej twarz w dłonie.
-Postanowiłam już, nie zostawię Juana… Przepraszam.- nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
-Dobrze, Twój wybór, ale wiedz, że nie odpuszczę tak łatwo, będę o Ciebie walczył.
-Co zamierzasz?
-Nie dopuszczę do tego cholernego ślubu. On nie zasługuje na Ciebie, nawet się Tobą nie interesuje. Powinien być teraz przy Tobie, a gdzie jest? Siedzi z kumplami w klubie, na piwie. On Cię nie kocha, Espe.
-Przestań, nie mów tak.- odeszła od niego.
-Ale taka jest prawda. Nie widzisz tego?
-Skoro tak jest, to po co mi się oświadczał?
-Bo on dobrze wie, że ja Cię kocham i nie chcę, żebyś była ze mną, żebym ja sobie ułożył z Tobą życie.
-Co przepraszam? Co robisz?
-Kocham Cię Espe.- złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Nie mogła się od niego oderwać, ciągnęli pocałunek w nieskończoność. Błądził swoim ciepłym językiem po jej podniebieniu, wzbudzając tym w niej podniecenie. Wplotła swoje drobne palce w jego włosy. Swoje duże dłonie położył w okolicy jej bioder, pieszcząc je przy tym.
 Nagle w pokoju młodej hiszpanki rozległ się głośny dźwięk telefonu, przetarła zaspane oczy, sięgając po niego.
-Tak?- odezwała się wreszcie.
-Obudziłem Cię?- usłyszała po drugiej stronie.
-Nie, nie spałam już.- odparła.
-To dobrze. Będę u Ciebie za 20 minut kochanie.- szepnął Juan.
Czym prędzej wygramoliła się z łóżka, o mało się nie zabijając, sięgnęła z szafy pierwsze lepsze ciuchy i udała się do łazienki wziąć szybki prysznic.
  Wariowała, naprawdę wariowała, czasem śmiała się z siebie, że zamienia się w jakąś anty-fankę Sergio, non stop o nim myśli, śni się jej po nocach. Ale co to są za sny? Co one oznaczają? To prawda, w ostatnich dniach zbliżyli się do siebie i to bardzo, ale czy do tego stopnia, żeby o nim śniła? Czy on też o niej myśli, czy o niej śni? Tego nie wie, sam Sergio nie wie, co to za uczucie, którym darzy narzeczoną brata. Wszystko zaczęło się komplikować. Stała się nieobecna, nie spotykała się z nikim, nie odbierała od nikogo telefonów, jednym słowem zaszyła się w swoim małym mieszkanku, myśląc ciągle o nim. Coraz bardziej pragnęła jego obecności, jego dotyku, zapachu perfum, które podarowała mu na urodziny, a których ciągle używał, co w pewien sposób pochlebiało jej. Z czasem zastanawiała się dlaczego? Dlaczego myśli o nim, a nie o Juanie? Ciągle zadawała sobie pytanie: czy nadal kocha człowieka, któremu oddała rękę i którego żoną zostanie za kilka dni? I czy to, co jest między nimi można w ogóle nazwać miłością? Tak, prawdą było to, że ostatnimi czasy spędza więcej czasu z kolegami niż z własną narzeczoną. Stawał się dla niej jak obcy człowiek. Nie poznawała własnego faceta. Gdy go potrzebowała, nigdy go nie było, ale był Sergio, potrafił zrezygnować z treningu, żeby tylko się z nią spotkać.
Z zamyśleń wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyła w ich stronę, aby sprawdzić, kto się do niej dobija o tej godzinie, zapomniała, że była umówiona z Juanem Ramosem.
-Cześć skarbie.- pocałował ją w policzek.
-A cześć.- uśmiechnęła się.
-Dlaczego w ogóle nie odbierasz moich telefonów?- rozsiadł się w salonie.
-Miałam strasznie dużo na głowie, nie miałam czasu się z nikim spotykać.- rzuciła.- Napijesz się czegoś?
-Soku, jeśli masz.- krzyknął w stronę kuchni.- Nawet nie miałaś czasu dla własnego narzeczonego?
-Wybacz, ale przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą, nie potrafiłam się w tym wszystkim odnaleźć, tyle mam jeszcze do zrobienia.- weszła do salonu.
-Przepraszam, że zostawiłem Cię z tym wszystkim samą.- odebrał od niej szklankę upijając łyk soku.
-Jakoś sobie poradziłam, Sergio mi dużo pomógł.- rozsiadła się obok niego.
-No tak. Nasz wspaniały, pomocny Sergio.
-O co Ci znowu chodzi?
-Mi? O nic, skarbie.
-No właśnie widzę. Aż tak drażni Cię to, że Sergio mi pomaga?
-Nie, nie to, ale to, że jest tak blisko Ciebie. Nie życzę sobie, żeby Ci w dalszym ciągu pomagał.
-Co proszę?
-Nie życzę sobie, żeby się do Ciebie zbliżał.
-Nie zabronisz mi tego.
-Zabronię.- rzucił.
-Nie masz prawa. Mogę spotykać się z kim tylko sobie zapragnę.
-Ale nie z nim. Dobrze wiesz, jak jest między mną a nim.
-Tak, wiem. Ale to są sprawy pomiędzy wami, ja nie jestem w to zamieszana, a poza tym bardzo lubię Sergio, pomaga mi wtedy, kiedy tego potrzebuję, a kiedy Ty nie masz dla mnie czasu.
-On korzysta tylko z okazji, żeby być blisko Ciebie. Nie widzisz tego?
-Oj skończ już z tymi chorymi teoriami. On przynajmniej mi pomaga w przygotowaniach do NASZEGO ślubu, nie to co Ty.
-Tak, teraz ja jestem ten zły, bo Ci nie pomogłem?
-Oj dobra, ta rozmowa nie ma sensu, jak zawsze wszystko wyolbrzymiasz.
-Mam sobie iść?
-Tak, tak będzie najlepiej, bo jeszcze się pokłócimy i rozstaniemy przed ślubem.
Wstał z sofy, którą dostała w prezencie od ojca, i udał się w stronę drzwi, stojąc przed nimi obrócił się jeszcze w jej stronę przyglądając się jej uważnie.
-Idź już.- odwróciła wzrok w drugą stronę.
Wyszedł, zostawiając ją samą w tym ponurym mieszkaniu, które marzyła zmienić na jakieś większe, może nawet na domek jednorodzinny z dużym ogrodem.
Delikatnie otarła łzę, która spłynęła po jej policzku, w momencie, w którym Juan opuścił to pomieszczenie.
Ten cały związek z dnia na dzień stawał się jak tani kabaret, którym zachwycają się tłumy obecnych ludzi, lecz dla niej w ogóle nie było to zabawne, kochała go, chyba tak można to nazwać, chociaż coraz bardziej się nad tym zastanawiała, czy to miłość, czy może to tylko ze względu na przyzwyczajenie, ale przecież nie mogli teraz odwołać ślub, za dużo stresu włożyła w pierwsze przygotowania, zostało jej tak niewiele do uzyskania perfekcyjności. Ale co jej po perfekcyjnej uroczystości, skoro jej związek sypał się na drobne kawałki, a ona nie potrafiła temu zapobiec? Sama przecież tego wszystkiego nie odratuje, potrzebuje jego pomocy. A on? On poświęcał większość swego czasu kolegom z pracy, totalnie olewając sobie sprawy związane ze ślubem, coraz mniej go obchodziło, to co się dzieje w domu. Espe częściej zastanawiała się, czy on przypadkiem nie ma kogoś innego, w sumie po nim mogła się wszystkiego spodziewać, już raz to zrobił, raz ją zdradził, ale z kim, z najlepszą przyjaciółką, z którą znała się od małego. Razem przeżywały okres dojrzewania, pierwsze wielkie miłości, pierwsze rozstania, wzloty i upadki. A ona w jedną noc to wszystko zepsuła. Nigdy jej tego nie wybaczyła, ale dlaczego wybaczyła jemu? Bo go kochała, naprawdę go kochała. On jest zwykłym facetem, który popełnia masę błędów, zazwyczaj żałując za nie. Wybaczyła mu tylko i wyłącznie dlatego, że poprosiła ją o to jego matka, ale widocznie się jej to opłacało, bo tworzyli naprawdę świetną parę, bynajmniej za taką uchodzili.
Przez jeden błąd straciła mężczyznę, którego kochała, ale po krótkim czasie go odzyskała, oraz przyjaciółkę, której nie potrafi spojrzeć w twarz, nigdy by się po niej tego nie spodziewała. Obie są kobietami, dlatego tym bardziej nie mogła zrozumieć, dlaczego? Przecież ona nigdy nie przespałaby się z jej facetem, to jest wbrew kobiecym zasadom: Nigdy nie sypiaj z facetem Twojej najlepszej przyjaciółki! On jest dla Ciebie niedostępny! Zawsze wyznawały taką wiarę, ale coś się zmieniło, coś czego Espe do końca nie potrafi pojąć.
Tym razem na pewno by mu nie wybaczyła kolejnej zdrady, ba nawet by jej to zbytnio nie przejęło. Czy wtedy mogłaby już w pełni swoją uwagę poświęcić Sergio? Prawdopodobnie tak. Lecz na jej drodze stała pewna piękna dziennikarka, która kręciła się w tym czasie wokół zawodnika Realu Madryt.
-Przestań Esperazno, przestań.- skarciła się w myślach.- Masz Juana, który Cię kocha, który za kilka dni stanie się Twoim mężem, nie możesz non stop myśleć o facecie, który jest dla Ciebie niedostępny, nie komplikuj sobie życia jeszcze bardziej, niż jest.- dodała już na głos.






_________________________________________________
Tym razem postanowiłam, że rozdziały nie będą tak długie, jak na poprzednim blogu, lepiej pisze mi się te krótsze. :) Chciałabym Was poinformować, że od niedzieli mnie nie ma w domu i nie będę miała jak czytać oraz komentować wasze blogi, ale piszcie mi o nowościach u Was w komentarzach, będę bardzo wdzięczna. :)
Ps. Ten rozdział pragnę zadedykować Patce, gdyż, ponieważ pomogła mi w nim, za co jej bardzo dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Dziękuję. :*
Trochę się rozpisałam, a teraz życzę miłego czytania i do następnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz